niedziela, 31 maja 2015

1

Ja, most i droga tylko w jedną stronę. Most jest tak stary, że gdzie nie staniesz lecą wióry, nie rozważam gdzie staję, nie boje się śmierci. Nagle na przeciwko mnie po drugiej stronie mostu, pojawia się postać, jej świtało mnie oślepia, przymrużam oczy i próbuje zobaczyć twarz cały czas idąc. Nagle staje z przerażenia, to jest...to.. moja mama. Zaczynam do niej biec, nagle most za mną zaczyna się walić, biegnę najszybciej jak tylko mogę, mój oddech przyśpiesza, a powietrze łapie z trudnością,. Słysze głosy w mojej głowie " Dasz radę jeszcze trochę, córeczko chodź do mnie". Mama wyciąga do mnie rękę, łapię ją i nagle tracę grunt pod nogami. Trzyma mnie mocno, próbuje się wspiąć ale skały się sypią. " Nie bój się córeczko trzymam Cię" widzę jak mojej mamie jest ciężko. Po chwili łza która, spływała jej po policzku spadła na moją rękę i kolejna i jeszcze jedna, nagle poczułam jak powoli wysuwam się z mamy uścisku. " Ja przepraszam...ja.. nie dam rady" i puszcza moja rękę. Czuję jak łzy spływają po moim policzku ale nie dlatego, ze zaraz się rozbiję o skały, tylko dlatego, że...ah nie ważne. Lecę i nagle...
-Ała!!!- mówię podnosząc twarz z podłogi. No tak znów spadłam z łóżka. Z powrotem kładę się na łóżko, i próbuje zasnąć. Kiedy moje oczy poddały się, ciało odprężyło, a mózg zapomniał o bólu zasnęłam.
-Diana, wstawaj, dzisiaj pierwszy dzień w szkole, nie możesz się spóźnić- budzi mnie krzyk z dołu. Nie reaguje udaję, że nie słyszę, przykrywam się kołdrą i śpię dalej.-Diana!!- wchodzi moja mama do pokoju trzaskając drzwiami.
-No co ?!
-Nie tym tonem! Wstawaj głucha jesteś? Szkoła dzisiaj.- powiedziała zdenerwowana
-Będę mówiła jakim chce tonem, sama jesteś głucha, nigdzie nie idę.- krzyknęłam i przykryłam głowę poduszką.
-Bo zawołam tatę.- powiedziała pewna siebie.
-Cały czas bronisz się tylko tatą, on nie będzie cały czas przychodził kiedy ty nie dajesz sobie rady. Weź się ogarnij.- powiedziałam, wstałam wzięłam, rzeczy do kąpieli i poszłam do łazienki. Ught, jak ja nie nienawidzę tej rodziny. Po chwili strumyk wody, otulił moje ciało, razem z nim zleciała ze mnie cała złość. Kiedy byłam wykąpana, wytarłam się ręcznikiem, i uczesałam busz na głowie. Na szczęście mam je krótkie do ramion. Ubrana zeszłam na dół, i przywitałam się z moim pieskiem, był to Lablador, wabił się Świr, nie oceniajcie dostałam go gdy miałam 5 lat, a teraz mam 17.  Zjadłam śniadanie z pasztetami, czyli moja mama plus moja młodsza siostra tylko o rok, która wkurwi każdego przez sekundę, swoim krzywym ryjem.Ugh. Za oknem były chmury, ubrałam bluzę, i wzięłam czarną torbę.
-Weź parasolkę bo będzie padać.- powiedziała mama stajać mi na drodze
-Nie dzięki obejdzie się bez twojej zasranej parasolki.- szturchnęłam ja i wyszłam. Szłam ulicą, ze słuchawkami na uszach, nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za ramie, odwróciłam się. Była to moja przyjaciółka, jedyna jaką mam, ma na imię Susan.
-Hej- przytuliła mnie
-Dobrze wiesz, że nie lubię przytulania- powiedziałam kiedy się ode mnie odkleiła- A mimo to robisz to cały czas.
-No wiem, nie lubisz jeszcze buziaków, kiedy ktoś jest szczęśliwy, zakochany.- powiedziała przewracając oczami- Ale musiałam, bo się za tobą stęskniłam, całe dwa miesiące cie nie widziałam, a twoje przywitanie potraktuje jakbyś się cieszyła. No weź uśmiechnij się chociaż.
-Nie lubię się uśmiechać.
-No wiem myślałam, ze tym razem to zrobisz i, ze coś przez te dwa miesiące się zmieniło.- powiedziała i ruszyliśmy do szkoły. Pewnie teraz się zastanawiacie jak ona może się ze mną przyjaźnić. Też tak mam, no bo ona to całkowite przeciwieństwo mnie. Ją wszyscy lubią w szkole, a ja szkoda gadać. Ona zadowolona z życia, ja to co widać. Ona kolorowe ubrania, uśmiechnięta codziennie, ja coś ciemnego i z miną szkoda gadać. Ona piękna blondyneczka dziewczęca, długie włosy do pasa, a ja brunetka, to już chłopacy metalowcy maja dłuższe, i ubrana jak 1000 nieszczęść. Ale ja to lubię. Kiedy weszliśmy do budynku, Susan podbiegła do swoich koleżanek, były takie jak ona tylko, ze puste. Idąc do szafki usłyszałam docinki na mój temat, pierwszy dzień i już się zaczyna.
-Ej ty.- powiedział chłopak z klasy niżej, chcąc popisać się przed kolegami
-Tylko nie "ty".
-No bo skąd ja mogę wiedzieć czy ty, chłop czy baba.- zaśmiał się, we mnie już się gotowało, podeszłam do niego i szarpnęłam go za bluzę.
-Jeszcze raz,a wyprostuje Ci ten krzywy ryj.- w chłopaka oczach widziałam przerażenie. Kiedy go puściłam, odszedł szybciorem, podeszła do mnie moja przyjaciółka
-Serio?
-No, nie będzie mnie gówniarz pojerzdżał.- powiedziałam tłumacząc się
-No ale już pierwszego dnia go wystraszyłaś.- powiedziała załamana
-Jak się będzie moczył, to nie moja sprawa, szkoda mi tylko jego matki, chociaż mi nigdy nikogo nie szkoda. Nie szkoda.- zaśmiała się. Po chwili zadzwonił dzwonek, pierwszą mieliśmy godzinę wychowawczą. Ught! Nie lubię mojego wychowawcy, każdego się czepia. Weszliśmy i usiedliśmy na swoich miejscach, ja siedziałam z Susan miała tyle ludzi, a właśnie mnie się czepiła.
-Witam was po dość długiej, przerwie. Mam nadzieje, że odpoczęliście i wasze mózgi są gotowe do przyjmowania nowej wiedzy.- taaa żeby jeszcze niektórzy je mieli.- Jak tak na was patrzę to prawie was nie poznałem. Diana zmieniłaś styl?- chciał ze mnie zażartować.
-Haha ale śmieszne, a to pana nowa bluzka? Bo ostatnio widziałam taką, u mnie pod domem leżała, rzeczywiście jak się wypierze w Perwolu to jak nowa.- zadrwiłam z nauczyciela, uczniowie wybuchli śmiechem.
-To twój dopiero pierwszy dzień i nie chce Cie wysyłać do dyrektora, więc idź do Pani pedagog.- wyszłam jakoś nie byłam zła, należało się mu. Szłam korytarzem i doszłam do pokoju, zapukałam i weszłam. I usiadłam na moim stałym miejscu czyli na parapecie.
-O witaj Diana, nie wiedziałam, że tak szybko mnie odwiedzisz. Jak tam u ciebie?- powiedziała uśmiechnięta, popatrzyłam się w okno i odpowiedziałam.
-To było wiadome. Tak ostatnio myślałam o Pani.
-O mnie, a dlaczego?- powiedziała zaciekawiona
-Bo ma Pani strasznie trudną pracę.- popatrzyła pytająco- Albo jest Pani dobrą aktorką.- zaśmiała się
-A dlaczego?
-Bo to jest sztuka udawać, że interesuje się Pani uczniami.
-Ja nie udaję, na prawdę się interesuje, a najbardziej tobą. Nie mogę ciebie rozgryźć, zawsze potrafiłam pomóc uczniom, a ty mi nawet nie dajesz spróbować.
-Bo mi się już nie da pomóc.
-A próbowałaś, komuś zaufać, bezgranicznie, i dać się naprowadzić na właściwy tor.
-Nie i nigdy nie zamierzam. U mnie są  wszystkie tory, których nie potrzebuje brak mi tylko tego właściwego. A po za tym co Panią obchodzi moje życie prywatne. Powinna mi Pani wytłumaczyć, że nie powinnam tak się odzywać do nauczyciela i wysłać z powrotem na lekcje.
-Chce Ci tylko pomóc, a wiem, że taka gadka szmatka nic nie da bo już to przerabiałyśmy.
-Ale ja nie chcę Pani pomocy mogę już iść!- pokiwała głową. Wyszłam wkurzona, nie wiem dlaczego ludzie wtrącają się tam gdzie nie trzeba. Niech pilnują swojego nosa, a z butami od mojego życia wara. Idąc wściekła, wparowałam do sali.
-A oto oaza spokoju. Jak ty to robisz?- zlekceważyłam go, i usiadłam na swoje miejsce. Po chwili zadzwonił dzwonek, wyszłam szybkim krokiem z klasy i skierowałam się do szafki po śpiewnik bo teraz mam muzykę. Po chwili podeszłą do mnie Alice, jest to dziewczyna ze szkolnej gazetki
-Hej Diana, chciałabyś się zapisać w tym roku do gazetki ?- jeszcze nie zdążyłam odpowiedzieć, a za mnie wyszła moja przyjaciółka i powiedziała
-No co ty Alice ona się w życiu nie zgodzi.- powiedziała pewna siebie
-Zgoda wchodzę w to.- powiedziałam, dziewczyny były w szoku ale Alice zapisała mnie na kartkę i odeszła.- Jeżeli się zgodziłam to znaczy, ze umarłam? No bo w końcu mówiłaś, ze się w "Życiu" nie zgodzę.
-A weź wyjdź- uderzyła mnie w ramię i się zaśmiała. Zadzwonił dzwonek i trzeba było iść na nieszczęsną muzykę. Weszliśmy do klasy, każdy usiadł na swoje miejsce, nauczyciel nas przywitał, do tego gościa nic nie mam, czasem jest dziwny ale da się przeżyć. Postanowił, żeby przywitać nowy rok piosenką, kiedy mieliśmy zaczynać śpiewać, ktoś zapukał.
-Proszę- powiedział nauczyciel i do klasy wszedł pewny siebie chłopak o blond włosach i czekoladowych oczach, a za nim Pani pedagog. Chyba ktoś ma przechlapane, i to tym razem nie ja bo pierwszy raz go widzę na oczy.
-Dzień dobry, przyprowadziłam wam nowego kolegę, ma na imię Ross będzie chodził z wami do klasy, jest tu nowy więc proszę traktować go z ulgą do puki się nie przyzwyczai.- po tych ostatnich słowach Pani popatrzyła się na mnie.- To ja zostawiam Cię w rekach Pana Maxa- i wyszła. Pan kazał mu usiąść, wolne miejsce było przede mną. Kiedy usiadł moja przyjaciółka Susan, musiała go zaczepić i się przedstawić.
-Hej jestem Susan- uśmiechnęła się, on podał jej rękę i powiedział
-Miło mi Cię poznać, a ty?- zwrócił się do mnie
-Nie powinno Cię to interesować.- rzuciłam oschle, moje imię to zagadka
-To jest Diana- no i po zagadce- Nie przejmuj się nią ona jest taka dla wszystkich.- powiedziała patrząc się na mnie z byka.
-No dobra dzieciaki to teraz kiedy już jesteśmy wszyscy zaśpiewajmy.- powiedział i zaczął grać na gitarze, po chwili uczniowie zaczęli śpiewać, ja kompletnie go olewałam, nie mam dzisiaj ochoty śpiewać. Po chwili przerwał, i popatrzył się na mnie.
-A ty królewno dlaczego nie śpiewasz na zaproszenie czekasz?- powiedział teatralnie
-Nie mam ochoty śpiewać tej durnej piosenki.
-Co ty powiedziałaś?
-Proste zdanie którego Pan nie zrozumiał.- moja przyjaciółka się zaśmiała.
-Ja nie zrozumiałem ?
-Mam nadzieje, że to pytanie retoryczne.- powiedziałam spokojnie, Pan już dał sobie spokój i zaczął znów grać. Dzwonek zabrzmiał, wyszłam z klasy wyciągnęłam słuchawki i włączyłam muzykę na fula. Mówi się "Mniej wyjebane, a będzie Ci dane" dla mnie jest to kłamstwo. No bo wyobraźcie sobie jest człowiek, stara się jak tylko może i nie może już nic z siebie dać, a ludzie i tak się do niego przypierdalają. A kiedy ten człowiek rzeczywiście ma już wyjebane to ludzie jeszcze bardziej na niego najeżdżają, że się w ogóle nie stara. Dla mnie świat jest chory, lub ja? Nie chce znać odpowiedzi. Idąc do szafki napotkałam wzrok tego nowego. Wydaje się być jakiś taki dziwny, może dlatego, że się do mnie odezwał. Chociaż jest nowy i mnie nie zna, ale hej chyba już sam mój ubiór i mina mówią że nie jestem przyjazna.
Oczami Ross'a  
Szkoła wydaje się być fajna, jest urządzona starannie, każda szafka jest ozdobiona inaczej. Stojąc przy szafkach i gadając z tutejszym przewodniczącym szkoły, który wszystko wie na każdy temat, zauważyłem, ją ponurą, dziewczynę, którą nic teraz  nie obchodzi tylko muzyka lecąca ze słuchawek. Kiedy zauważyła, ze się na nią patrzę posłała mi chłodne spojrzenie i poszła dalej, zaśmiałem się pod nosem, odprowadzając ją wzrokiem do szafek.
-Hallo Ross tu ziemia, słuchasz mnie?- ocknął mnie głos Dave
-Tak, tak, możesz tylko przypomnieć o czym mówiłeś.- zaśmiał się
-No co ty chyba mi nie powiesz, ze  wpadła Ci w oko Diana?
-No co ty ja jej nawet nie znam.
-To dobrze, ona zawsze robi wszystko na przekór. W tamtym roku, Pani kazała jej przyjść w rozpuszczonych włosach, a że miała długie i ją denerwowały ścielą się na krótko. Jedynie co odciągało uwagę od jej fryzury to oczy,  wszyscy mówią, że są tajemnicze, ja tam widzę tylko dwie wielkie brązowe kulki. Ale trzeba przyznać ma wyjątkowe oczy,ale jest zwykłą dziewczyną.
-Taa, a te oczy najbardziej są wyjątkowe kiedy cię zabijają.- zaśmialiśmy się- Dla mnie nie jest taką zwykłą dziewczyną, popatrz wszystkie dziewczyny są tu takie same, roześmiane, kolorowo ubrane, dziewczęce, a ona jedyna ponura i potrafi każdemu dowalić.
-Coś w tym jest. ale jeżeli życie Ci miłe w tej szkole to trzymaj się od niej z daleka- wziął książki z szafki i poszedł pod swoją salę. Ja również ruszyłem, nie zauważając, ze idzie za mną dziewczyna potrąciłem ją i spadły jej książki. Odwracając się dostrzegłem brunetkę, miała minę jak by miała mnie zaraz zabić, schyliłem się pozbierałem jej książki i podałem mówiąc
-Przepraszam, nie zauważyłem Cię.- dziewczyna wzięła książki, i ręką trzasnęła w moje, które pod wpływem siły wyleciały mi, stałem zdziwiony- Dlaczego to zrobiłaś?
-UPS przepraszam.- powiedziała ze spokojem, ugh jak taki ton mnie denerwuje, i odeszła. Przewróciłem oczami pozbierałem je z ziemi, a kiedy wstałem zobaczyłem przed sobą blondynkę.
-Przepraszam Cię za nią, ona wcale taka nie jest- popatrzyłem się podejrzanie- No dobra jest, ale jak byś ją poznał bliżej to wydaje się spoko, nawet gdy Cię pojerzdża.- zaśmiała się- Idziesz na lekcje.- no tak przecież dzwonek przed chwilą zadzwonił. Pokiwałem twierdząco głową i ruszyliśmy do klasy. Pan od angielskiego wydawał się przyjazny. Lekcja mijała spokojnie, bez żadnych dogryzek. Siedziałem w ławce która była obok Diany.  Przez całą lekcje mazała coś na kartce. Na następnej lekcji był lunch, razem z Susan dosiadłem się do Diany. Pijąc wodę przewróciła oczami.
-No to Ross czym się zajmujesz?
-Gram w drużynie siatkówki, jesteśmy nawet dobrzy na ostatnich zawodach zajęliśmy pierwsze miejsce, lubię tez jeździć na łyżwach i lubię hokeya.- odpowiedziałem blondynce.- A i teraz zapisałem się do gazetki szkolnej.- brunetka przełykając kanapkę zaczęła się krztusić.- Coś nie tak?- zapytałem udając zmartwionego.Dziewczyna wyczuła to i popatrzyła się na mnie z byka mówiąc
-Nie po prostu twoja twarz przeszkadza mi w jedzeniu. Nigdy nie jadłam w tak ekstremalnych warunkach.- wzięła swój lunch i poszła. Zaśmiałem się
-Nie jest Ci przykro?- zapytała zdziwiona blondynka
-Nie dlaczego, to był na prawdę dobry pojazd.- skończyliśmy jeść i poszliśmy. Dziewczyna oprowadziła mnie po szkole, była na prawdę duża miała 5 pięter. Kiedy zadzwonił dzwonek, poszliśmy na lekcje, spotykając po drodze Dinę. Oczywiście musiała mi dogryźć
-Susan nie wstydzisz się z nim prowadzać.- zmierzyła mnie wzrokiem
-Wiesz jest twoją przyjaciółką. Nie ma nic bardziej wstydliwego niż zadawanie się z tobą.- powiedziałem z chamskim uśmiechem na twarzy. Blondynka patrzyła się na mnie i nie mogła uwierzyć, ze to powiedziałem.
-Uwierz mi twoja twarz, to coś więcej niż wstyd. To kara dla innych ludzi, ze muszą na nią patrzeć.- powiedziała i chciała wejść do klasy, ale ja zatrzymałem.
-Jeżeli jest taka straszna to po co patrzysz?- zapytałem się dziewczyny, a ona milczała- A ja wiem dlaczego, bo chcesz.- puściłem ją
-Susan czy on mnie dotknął?- powiedziała rozpaczliwym głosem- No nie i zaraz na mojej ręce wyrosną grzyby, albo zacznie gnić.- przepuściłem Susan, a Dianie zagrodziłem drogę i wszedłem przed nią.- Damy przodem- zadrwiła i usiadła przede mną. Tym razem Susan usiadła ze mną, nawet spoko z niej dziewczyna, da się z nią pogadać, a nie to co z tym ponurakiem. Po tej lekcji był wf ucieszyłem się bo mieliśmy grać w siatkę. Kiedy byliśmy już przebrani weszliśmy na sale, nigdzie nie było Susan ani Diany, bardziej mi chodzi o Susan, Diana przy okazji. Razem z Davem się rozgrzewaliśmy, poznałem jego kolegów, Joe, Greg, Mike i Bob. Spoko kolesie, wybraliśmy już drużyny, dziewczyny po chwili doszły. No nie powiem byłem w szoku, ponurak był ubrany kolorowo, miał na sobie niebieską podkoszulkę i różowe spodenki. No nie powiem odkryta jest bardziej... Ross weź się w garść. Susan doszła do mojej drużyny a Diana do przeciwnej. Gra się jako tako toczyła, gdyby nie kłótnie chłopaków, kiedy miałem odbić piłkę zapatrzyłem się. Ale jakoś nikt się do mnie nie pultał no oprócz niej.
-No, no jak tak grasz na zawodach to wcale nie jestem zaskoczona waszym pierwszym miejscem.- pierwszy raz zobaczyłem na jej twarzy uśmiech. Nagle się uspokoiła, tak po prostu. Coraz bardziej zaczynam się bać tej dziewczyny. Ciekawe co przyniesie nam następny dzień.
____________________________________
No to tak na początek Hej!
Powiedzmy, że cieszę się z tego1 kom pod Prologiem, za którego dziękuje.
Mam nadzieje, ze spodoba wam się pierwszy rozdział, jest trochę sucharków.
Czekam na wasze opinie ;)
KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ            

sobota, 30 maja 2015

Prolog

Życie- jest jak nitka, której nie widać końca..ciągnie się a my nie wiemy kiedy się skończy lub przerwie.. Po co walczyć skoro kiedyś ta nić, skończy się lub ktoś nam ja przetnie. Ponieważ, żyjąc "intensywnie" uświadamiamy sobie bardzo wiele rzeczy..doznając przy tym wielu uczuć..miłości, przyjaźni,cierpienia, łez,uśmiechu..to wszystko tli się w nas przez ten cały okres czasu...nie oszczędzając nam tego wszystkiego
 ŚMIERĆ-jedni jej wyczekują inni się boją . Z jednej strony ukojenie a z drugiej ból . Ale co to naprawdę jest śmierć ? Ja wiem, tylko jedno każdy z Nas jej dozna .W głębi mam świadomość ,że nadejdzie lecz nie znam dokładnie  daty ani miejsca . I chyba to mnie tak do niej przyciąga. Mówią ,że umrę ,nie mówią kiedy podobno to dołuje człowieka ale ja chciała bym wiedzieć . Czy życie nie jest gorsze niż śmierć? Sami sobie odpowiedzcie na to pytanie. Ale nigdy nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, za co tak na prawdę mam kochać życie, z minuty na minutę niszczy moja psychikę, a śmierć...ah zabrała mi tych których kochałam. Mój świat to jeden wielki burdel, którego nie potrafię opanować, poukładać, już nie mówię o odnalezieniu się.
_________________________________________
Moje opowiadanie, będzie........
Jeżeli będziecie czytać to się dowiecie, zależy mi na waszych opiniach i chce wiedzieć ile osób będzie czytać więc, miło by było gdybyście zostawili komentarze pod rozdziałem. Mam nadzieje, że po Prologu nie opuścicie mnie i zostaniecie ze mną do końca.
KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ